Translate

niedziela, 29 września 2024

Kostka białej czekolady


Ta historia ma swój czekoladowy początek. Nie chodzi o taką zwykłą, mleczną czekoladę, lub ciemną z orzechami, ale o białą właśnie! Filozofom sprzed wieków, by się nie przyśnił ten sen, w którym pamięć trzylatka o białej czekoladzie mogłaby sięgnąć granic jego własnego bytu, gdyby tylko zechciał. A tak się właśnie stało. W Tongariro.   

Dzieci były gotowe na wyprawę po alpejskim szlaku, o którym rodzice snuli legendy sprzed dziesięciu lat, czyli sprzed ich istnienia. Wtedy to z D. zupełnie bez namysłu przeszliśmy te góry przecinając je na pół, tylko po to, by znaleźć się po drugiej stronie nie wiedząc co dalej. 

Słońce przyjemnie grzało nas w twarze, gdy dopijaliśmy ostatnie łyki kawy. Za minutę ruszamy. 
Maya, ba, w końcu ośmiolatka, już trochę obeznana w smakach i miejscach, cały czas podskakiwała, nie mogąc ustać w miejscu. Theo przyczepił się do mojej nogawki i czekał, co się wydarzy. Trzeba zauważyć, że wszystko, co się tego dnia wydarzy, wydarzy się po raz pierwszy w ich życiu, w naszym zreszta tez. 

Weszliśmy na szlak zaczynajac od żwawego marszu. Zawsze na początku jest nieco chaotycznie, zanim znajdziemy właściwy rytm i konfigurację. Nie słyszeliśmy nic o wężach w Nowej Zelandii, dlatego inaczej niż w domu, dzieciom pozwoliliśmy iść przodem. 
Niech biegną, potężna przestrzeń jest dziś cała dla nas. 
Z prawej strony w oddali mieliśmy cały czas wulkan, z komiczną czapą chmur osadzoną na szczycie.  Obserwowałem bacznie, czy przypadkiem nie stoczy się to na nas w postaci burzy, czy jakiejś niespodziewanej śnieżycy. Na szczęście góra z puchowa czapką raczej nie miała tego w planie. Po kilku kilometrach wreszcie dotarliśmy do naszego przystanku przy wodospadzie. 
D. z małego pudełka wyciągnęła kilka kostek białej czekolady. Maya bez większej refleksji złapała dwie. Theo tymczasem studiował z minutę lub dwie ten dziwny twór, który według jego rozumienia nie powinien być biały, a raczej ciemny. Namawiany przez siostrę w końcu włożył kawałek do buzi. 
Cudowność dzieci w tym wieku polega na tym, że ich mimika dokładnie odzwierciedla to, co czują. Więc na buzi najmłodszego travelnauty zaobserwowaliśmy szczególne zaintrygowanie. Zadziwiające, ze Theo zapamięta to z dokładnością, by znienacka opowiedzieć o tym przy rodzinnym stole później.

Kilka kilometrów dalej kolejna okazja dla dzieci, do zobaczenia czegoś, czego nigdy wcześniej nie widziały. Legendarny śnieg. Słyszały, że jest zimny, słyszały że jest mokry, ale nie miały okazji go zobaczyć i dotknąć. Chwilę potem eksperymentowały z zimną materią, spojrzeliśmy z D. w swoją stronę porozumiewawczo. Wspomnienia - to jedna z najcenniejszych rzeczy, jakie możemy pozostawić naszym dzieciom...  


 













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)