Translate

środa, 4 kwietnia 2018

Jeziorko? Jeziorko?


Napięty plan i kilometry do przejechania tego dnia sprawiały, że podczas pierwszych kilkunastu godzin na południowej wyspie nie zobaczyliśmy nic, poza drogą i przesuwającymi się obrazami w szybach samochodu. Oby tylko dotrzeć do miejscowości, przeorganizować się i ruszyć dalej. Mała kosmitka jak na razie jest pod wrażeniem. Ciekawie przysłuchuje się naszym rozmowom i obserwuje jak studiujemy mapę. Tego ranka nauczyła się nowego słowa, w zdrobnieniu: jeziorko. Jeszcze nie wie, co ono oznacza, jeszcze nigdy nie była nad polodowcowym jeziorem...

Mnie zaś fascynowała myśl o turkusowej wodzie, krystalicznie czystej, diabelsko zimnej, która stumieniami, potem zaś rzekami niosącymi bryły lodu dotarła aż tu, do Lake Pukaki.  To musi być świetne miejsce dla D., której Nowa Zelandia pozwala odkrywać jej aparat na nowo.
Studiowanie prognoz pogody nie miało większego sensu. Insteresowało nas tylko to, co jest tu i teraz. Natura nie mogła byś bardziej szczodra dla nas tego dnia. Piękne słońce i temperatura w sam raz na kąpiel w jeziorze - żartowaliśmy jeszcze kilka kilometrów przed dotarciem do celu.
Zza kilku zakrętów gdzieś na malowanym łagodnymi zboczami zielonych pastwisk horyzoncie dostrzegliśmy nieregularne kształty góry pokrytej śnieżną czapą. Mt. Cook mieniła się w blasku niczym wieża baśniowego miasta zbudowana prawie nie-ludzką ręką. Potwierdziły się nasze wcześniejsze spostrzeżenia dotyczące tego kraju. Gdziekolwiek jesteś, i jest pięknie, to piękno i klimat sprawia, że masz wrażenie, że jest tylko dla Ciebie, na wyłączność. Stąd też wynikały zapewne nieporozumienia pomiędzy wczesnymi osadnikami i Maorysami, którzy nie mogli zrozumieć koncepcji posiadania ziemi na własność. Ich system pojmowania świata mówił o ziemi, i naturze, której byli zobowiązani, by się nią opiekować i służyć.
Pomyślałem właśnie o tym, gdy po raz pierwszy stanęliśmy nad brzegiem. Po drugiej stronie szczyty górskie, jakby na wyciągnięcie ręki.  Sprawdziliśmy szybko wodę - chyba w sam raz dla wielbicieli morsowania. Sekundę później miliony małych igiełek wbijały się w nasze ciała gdy zanurzaliśmy się w przeraźliwie lodowatej wodzie - usprawiedliwiając się - kiedy następnym razem będzie okazja na prawdopodobnie najpiękniejszą kąpiel w jeziorze w naszym życiu?
Maja zachwycona ciekawymi kształtami nadbrzeżnych skał spróbowała sił w baby-wspinaczce. Chwilę potem zachwycona niespotykanymi na australijskich brzegach kamyczkami zaczęła je zbierać, by potem je wciskać do naszych kieszeni ''na później''. Spoglądając co chwilę w stronę wody powtarzała nowe słowo z wydźwiękiem pytania, jakby chciała się upewnić:
- jeziorko? jeziorko?...
-Tak, Maju, jeziorko!


















1 komentarz:

  1. Cóż za bajkowe miejsce, przepięknie. Aż mi się przypomina zeszłoroczny wypoczynek w Borach Tucholskich - ach, to były piękne dni. W tym roku powtórka! Pozdrawiam i życzę więcej takich widoków :))

    OdpowiedzUsuń

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)