Chyba się starzeję, albo widziałem już dużo. Raczej to pierwsze, bo wiem jak dużo jest jeszcze do zobaczenia. Więc czasem wszystko mi się miesza. Nazwy, obrazy, konteksty, terminy. Ale są takie miejsca, co zapierają dech w piersiach tak wyraźnie, że bez większego wysiłku mogę przywołać te wspomnienia. Lubimy też wracać do tych samych miejsc, ale innymi drogami, o innej porze dnia, czasem w inny sposób. Zabawne, jak wtedy bardzo zmienia się postrzeganie.
Nie musiałem długo namawiać D. Słuchaj, tam za linią drzew jest miejsce, gdzie zapuściłem się kiedyś sprawdzić swoich sił w rockfishingu. Dość niebezpieczne zajęcie, bo każda większa fala może podciąć nogę i chwilę później można się znaleźć w wodzie. A to już prawdziwa loteria. Generalnie jest jak w pralce, raz po raz obojętny na twój dramat Ocean, będzie rzucał tobą o ostre skały i wciągał pod powierzchnię wody. Mnie udało się tego uniknąć, ale cały mój ekwipunek zmyło jedną falą. Miałem szczęście, że trzymałem się mocno na nogach nieco dalej od krawędzi klifu. Było strasznie i niebezpiecznie, ale wiecie, tego balona z adrenaliną, który urósł mi w piersi, by szybko pęknąć nie odczuwa się codziennie i może dlatego jest tak bardzo pociągający. Wolałem nie denerwować D. soczystymi opisami niebezpiecznie pięknych skał w Kurnel, więc przedstawiłem skaliste miejsce, jako warte zobaczenia o zachodzie słońca, kiedy jeszcze tam nigdy nie byliśmy - wiem, że standard, ale zadziałał.
Tylko 15 minut jazdy od naszego domu, bardzo poręczna lokalizacja na wypadek gdybyśmy stęsknili się za czymś naturalnym i ulotnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)