Translate

poniedziałek, 28 grudnia 2015

biegniemy bez butów



Tegoroczne święta w drodze. Taka już nasza tradycja, żeby uciec choć na chwilę daleko od wielkiego potwora i zaszyć się głęboko w naturze. D. znów wybrała bezbłędnie miejsce. Niby niedaleko, bo zaledwie kilka godzin od Sydney, ale z pewnością można się poczuć jakby w innym świecie.
Całkiem niedawno zostaliśmy przepytani przez zaprzyjaźniony portal podróżniczy o to, jak spędzamy święta. W święta szukamy spokoju, ciszy. Uciekamy od miasta. Poszukujemy pustyni. Poszukujemy natury i jej odgłosów. Czystości treści, jasności myśli i najbardziej naturalną formę jaką można sobie wyobrazić. Poszukujemy miejsca surowego, pięknego i niebezpiecznego zarazem.
Wszyscy nam mówili, że ten region jest niezwykle oblegany podczas świąt i możemy mieć kłopoty z zakwaterowaniem. U nas to działa trochę na odwrót. Jeśli równym chórem przekonują nas do czegoś, my zwykle robimy na odwrót. Przecież nie szukamy noclegu w campingu przy innych samochodach, camperach i domach na kółkach. Noclegu szukamy tam, gdzie zazwyczaj australijska rodzina się nie zatrzymuje...
W wigilijny poranek dotarliśmy do drogi Mungo Brush. Za konarów drzew świta coś na kształt żółtej ściany. Zaciekawieni zatrzymaliśmy się tuż przy ''wejściu''. To Dark Point Aboriginal Place* Nazwa nieco może zwodzić, bo z ciemnością nie ma tu nic wspólnego. Wreszcie pustka! Wreszcie dookoła nie ma innych ludzi. Oto długo wyczekiwana szansa na duchowe obcowanie z pięknem tylko na wyłączność. Wchodzimy, wspinamy się. Biegniemy bez butów!
Nasze oczy są jakby ciągle w pracy. Fajna taka praca, co to o patrzenie i widzenie pięknych rzeczy chodzi :) D. inaczej niż zwykle, zaopatrzyła się w krótki obiektyw i ruszyliśmy przez piaski. W krótkich chwilach pomiędzy przyciśnięciami spustu migawki podekscytowany opowiadałem jej gdzie widzę super kadry do filmu, którego scenariusz jeszcze nie jest napisany. Myślę, że prędzej, czy później wrócimy tu uchwycić to piękno raz jeszcze. Tym razem w ruchomym obrazku.
Na razie, ten krajobraz, jak żaden inny potrafi nas omamić. Niby jest statyczny, niby nic się tu nie dzieje i jutro będzie tu tak samo. Nic bardziej mylnego - to kilometry kwadratowe piaszczystych wydm pożerające las deszczowy metr po metrze. To wiatr smagające zeschłe badyle drzew eukaliptusowych. To, co zobaczyliśmy to jedynie kilka klatek większej całości, która zaczęła się na długo przed naszym przybyciem. Być może wrócimy tu raz jeszcze. Wtedy na pewno będzie tu inaczej, ale tak samo pięknie.














Dark Point Aboriginal Place, tuż przy Mungo Brush w Myall lakes National Park, miejsce w którym zatraciliśmy się do reszty. Z nazwy i wyglądu przypomniał nam Mungo National Park oddalony o 1000 km, który odwiedziliśmy dwa lata wcześniej. Dark Point to magiczne miejsce. Obszar ten ma bogatą historię kulturową, był miejscem spotkań ludzi plemienia Worimi już 4000 lat temu. Ponad 7 kilometrów wydm ciągnących się wzdłuż brzegu Oceanu. 

1 komentarz:

  1. Absolutnie zakochałam się w Travelnautach!!! Jesteście wspaniali!!!
    Mocne uściski Wam ślę
    kavka

    OdpowiedzUsuń

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)