To taka nasza mała tradycja. Kiedy zima nam już doskwiera i nie możemy się doczekać gorącego, australijskiego lata, biegniemy na plażę zobaczyć jak tam się sprawy mają. Chyba już tak pozostanie, że dopóki będziemy tu mieszkali, to nie będziemy mogli się nadziwić. Wciąż się nie możemy nadziwić. No bo jak to tak, słońce, piasek i plaża, zimą?
Co do preferencji, które pozostają niezmienne od lat to jest to kawa. Jeśli chodzi zaś o plaże to niedawno odkryliśmy kolejną, która chyba stała się naszą ulubioną - Wanda Beach, niedaleko której od niedawna mieszkamy.
No więc ubraliśmy kurtki, czapki, D. wzięła aparat i pojechaliśmy. Zza wydm dobiegał delikatny szum. Pewnie strasznie tam wieje - mówiliśmy do siebie spodziewając się przeszywającego wiatru. Przecież urodziliście się w Polsce, to zimno nie powinno wam przeszkadzać - mówią nam często napotkani ludzie. Co za nonsens! Piernik ma się nijak do wiatraka i wcale nie lubimy, gdy jest zimno. Idziemy odważnie w stronę oceanu.
Jakiś facet coś po pięćdziesiątce, który zdecydowanie przeżywa drugą młodość, zajechał na parking małą osobówką. Powciskał ciało w ciasną piankę, chwycił deskę i biegiem w stronę wody. Za nim mały piesek. Bez deski. Że co proszę? Że niby wskoczy z tą deską do zimnej i mokrej wody szukając mocnych wrażeń? Świr. Ja to raczej nie uważam za konieczne polewanie się zimną wodą bez potrzeby. Chyba na tej plaży jestem w mniejszości. Śmiałków z deską jest więcej pomimo, że ocean skąpi fal.
D. znowu coś zbiera. Pewnie muszelki i kamyki. Potem wylądują one w naszym słoiku ze skarbami ze spacerów naszego życia. Kwiaty, liście i trawy lądują miedzy stronami książek, kalendarzy i notesów. Założę się, że wie doskonale skąd każdy kamyczek pochodzi. Założę się, że pamięta jaka była wtedy pogoda, jak byliśmy ubrani, bo ja prawie wszystko zapomniałem, a ona pamięta.
Pięknie, przepięknie aż chce się żyć w takich okolicznościach przyrody
OdpowiedzUsuń