Nie wiedzieliśmy, że będziemy mieli okazję sprawdzić na własnej skórze, czy jego słowa były prawdziwe.
Według statystyk biur pośrednictwa pracy 80 procent etatów obsadzanych jest "po znajomości". "Po znajomości" w Australii znaczy coś innego, niż w Polsce. Chodzi o poręczenie własnym słowem, lub nazwiskiem za osobę, która poszukuje pracy. Zwykle bywa tak, że pracodawca zanim ogłosi nabór na stanowisko, wcześniej dokona solidnego researchu pośród swoich znajomych. Oczywiście nie chodzi o zapchanie dziury byle kim, ale chodzi o osobę, która chce pracować, ma zbliżone kwalifikacje i umiejętności do oczekiwań pracodawcy, oraz będzie na tyle godna zaufania, że ktoś za nią poręczy.
Co ciekawe, osoba, która poleciła solidnego pracownika może liczyć na wdzięczność w postaci butelki dobrego wina, zaproszenia na lunch, lub po prostu kilkadziesiąt dolarów nieopodatkowanego prezentu. Płacę ci, daję ci drobny prezent, upominek za to, że jestem zadowolony z osoby, która mi została polecona - tak wygląda ten układ. Poza działaniami rządowymi, programami dla bezrobotnych tego rodzaju praktyka ma zbawienny wpływ na rynek pracy. Podczas, gdy średnia w krajach UE to aż 12 proc., odsetek osób pozostających bez zatrudnienia w Australii utrzymuje się na stałym poziomie i wynosi 5,4 proc.
Kursy, certyfikaty i licencje
Szukając zajęcia w jakiejkolwiek dziedzinie musimy się liczyć z tym, że o wiele łatwiej będzie, gdy będziemy posiadali certyfikat, lub jakieś świadectwo odbycia profesjonalnego kursu. Barista, barman, pracownik budowlany, operator wózka widłowego a nawet trener fitness - to tylko niektóre profesje, które wymagają specjalnego certyfikatu. Zwykle za sumę około 100 dolarów można odbyć jednodniowy kurs przygotowujący. Natomiast licencja, to już poważniejsza sprawa. Można ją zdobyć niemal w każdej dziedzinie i jest przydatna przy prowadzeniu własnej firmy. Zdobywanie licencji w danej profesji wymaga nieco pieniędzy, czasu i praktyki oraz pozytywnego zdania egzaminu kończącego. Poszukując pracy w Australii warto zainwestować w siebie paręset dolarów na kurs, lub szkolenie, o które z pewnością zapyta przyszły pracodawca.
Droga awansu, kultura pracy i zwyczaje
To, co w Polsce jest teorią zapisaną w kodeksie pracy czy opisie stanowiska, w Australii pozostaje żelazną regułą obowiązującą na co dzień, bez wyjątku. Po pierwsze; nie wolno wykraczać poza zakres swoich obowiązków. Im bardziej specjalistyczna profesja, tym ostrzej to założenie jest przestrzegane. Przykład: pracujesz w kawiarni, zepsuł się ekspres do kawy a klienci czekają. Prawdopodobnie potrafiłbyś go naprawić (w Polsce pracodawca wręcz oczekiwałby tego). Niestety nie masz uprawnień, więc wywieszasz tabliczkę, że kawy dziś nie podajecie i dzwonisz do serwisu. Nikt się nie awanturuje, klienci z uśmiechem zamawiają coś w zamian, a szef cię chwali za właściwie podjęte kroki. Podobnie w pracy biurowej. Zespół pracujący nad projektem nie przeskoczy do kolejnego etapu bez brakującego ogniwa, które jest... na zwolnieniu lekarskim. Projekt (o ile w grę nie wchodzą większe pieniądze) czeka, aż wrócisz, by dokończyć właściwie część pracy, która ci została powierzona. Nikt nie włączy twojego komputera, nie wyciągnie papierów z twojego biurka.
Jeśli się zorientujesz, że w pracy obowiązków przybywa, to może znaczyć, że szef szykuje ci awans, lub podwyżkę. Zauważył, że świetnie sobie radzisz z powierzoną pracą, kolejne przydzielane zadania są wyrazem zaufania do ciebie, czego zwieńczeniem jest podwyżka, lub bonus finansowy. W Polsce, co jest praktyką nagminną, zapytanie o podwyżkę wobec przybywających obowiązków w pracy może spotkać się z mało przychylną reakcją szefa.
Zupełnie inaczej wyglądają możliwości awansu wewnątrz danej organizacji. Przede wszystkim swoją pracą świadczysz o sobie. Przynoszenie kawy szefowi, lub wysyłanie bezproduktywnych mejli niewiele pomoże. Wielokulturowe pochodzenie osób mieszkających i pracujących w Australii ma swoje dobre strony. Jesteś oceniany według jasno wytyczonych reguł, równych dla wszystkich. W każdej większej firmie jest zewnętrzny konsultant nieopłacany przez firmę. Jeśli masz z czymś problem i masz wrażenie, że reakcja twoich przełożonych jest niezadowalająca masz prawo, a wręcz oczekuje się od ciebie, by udać się do takiej osoby. Wizyta u konsultanta nie jest traktowana, jak skarga. Wręcz przeciwnie; to informacja zwrotna dla organizacji, że coś nie działa tak, jak powinno. To impuls do refleksji nad zmianą na lepsze w organizacji.
Co ciekawe, nie tylko biuro ale nawet australijska budowa jest miejscem, gdzie nieodpowiednie zachowanie i język są piętnowane. Należy uważać na język i odnosić się z kulturą i szacunkiem do współpracowników. Brzmi to, jak teoretyczne założenie, ale pracodawcy rzeczywiście dbają o to, by nawet budowa była miejscem, gdzie każdy czuje się dobrze. Myślenie australijskiego pracodawcy jest zabójczo proste; dobre samopoczucie pracownika w pracy, to dobrze wykonana praca.
Przerwa w pracy to rzecz święta. To czas dla ciebie. Możesz z nim zrobić, co zechcesz. Pracodawca bardzo dba o to, by pracownicy udali się na przerwę o wyznaczonej porze. Będzie także patrzył na zegarek, gdy 30 minutowy lunch dobiegnie końca. Upragniony piątek wygląda znacznie inaczej, niż w Polsce. Na koncie jest już tygodniówka, więc w dobrym tonie jest udać się po pracy na drinka. W niektórych firmach w zwyczaju jest, że w piątkowe popołudnie, na godzinę przed końcem pracy szef sięga do lodówki po piwo, lub drinka, częstując także pracowników. To dobra chwila, by ściągnąć krawat, wymienić kilka luźnych uwag z szefem i być może umówić się z nim na kolejnego drinka już po opuszczeniu biura.
Made in Asia?
Wobec światowego kryzysu i wzrostu bezrobocia rzesze ludzi na całym świecie wybierają Australię, jako swój kraj przeznaczenia. Tu imigranci poszukują pracy, tu zakładają rodziny. W Australii, jeśli chodzi o rynek pracy, na którym ważnym elementem są przyjezdni, występuje podobne zjawisko jak kilka lat temu w Irlandii, gdzie tysiące Polaków poszukiwało zatrudnienia na Zielonej Wyspie. Tymczasem do Australii napływają w największej liczbie nie Polacy.... a Azjaci. Wielu Australijczyków (i nie tylko) zwraca uwagę na fakt, że przybyli Chińczycy/Koreańczycy/Wietnamczycy po prostu kolonizują dane dzielnice a nawet miasteczka. Tak ogromny napływ ludzi sprawia, że wielu z nich jest gotowych pracować za mniejsze stawki, niż jest to ogólnie przyjęte na rynku.
Przykład z życia wzięty: australijska firma wyceniła realizację projektu na 20 tys. dolarów. Zakładany czas realizacji - trzy tygodnie. Jak nie trudno się domyśleć chińska konkurencja jest gotowa podjąć się zadania za mniejszą o połowę stawkę, a czas realizacji jest krótszy przy zachowaniu podobnej jakości wykonania.Taka sytuacja jest zmorą nie tylko dla innych grup narodowościowych, które szukają szczęścia w tym kraju, ale i dla samych Australijczyków. Martwią się oni sytuacją, w której muszą wybierać pomiędzy niską ceną proponowaną przez azjatyckiego fachowca/usługodawcę a ceną innych firm. Jednak dużą zaletą australijskiego rynku i australijskich konsumentów jest to, że wspierają oni samych siebie. Australijskie firmy dbają o to, by konsumenci wiedzieli, że wybierając ich usługi bądź produkty, wspierają własną gospodarkę. "Dumnie wpieramy rozwój Australii" - to tylko niektóre hasła reklamowe pochodzące z reklam różnego rodzaju produktów czy usług. Być może tego rodzaju świadomość konsumencka sprawiła, że Australia, jeśli chodzi o rynek pracy, nie podzieliła losów Irlandii.
Australia. Najlepsze miejsce do życia? Praca - to pierwsza część cyklu opisującego różne aspekty życia w Australii widziane naszymi oczami, które będą publikowane na tum blogu
Cokolwiek powiedzieć i napisać o pracy trzeba wiedzieć, że w tym kraju, tak jak w Polsce, trzeba ciężko pracować. Pieniądze nie leżą na ulicy, nikt na lotnisku nie czeka z otwartymi ramionami i kontraktem do podpisania. Każdy jest kowalem własnego losu, a sukces zależy w ogromnej mierze od ciebie samego.
Kultura pracy jest niesamowita tutaj to fakt. Zupełnie nowe oblicze podejścia do pracownika i jego pracy. Nas zauroczyło powiedzenie, że najważniejsze w pracy to przyjść do niej uśmiechniętym i takim też z niej wyjść :)
OdpowiedzUsuń