Translate

środa, 22 listopada 2017

dwa lata w jednym roku


Czekałem na ten wyjazd do Polski bardzo długo. Wiem, że D. też czekała, chociaż nie znaczy to, że nie mieliśmy obaw. Ciekawi byliśmy jak się ten kraj zmienił, jak się teraz tam żyje.  Wreszcie to pierwsza wizyta Mai w Polsce, gdzie miała poznać dziadków i innych bliskich...
Wyjazd oczywiście był tak sprytnie zaplanowany, by zniknąć z Sydney w czasie, gdy zima zmaga deszczem i wiatrem to miasto. Nie myliliśmy się bardzo. Tuż po wylądowaniu bonus. Drugie lato w jednym roku.
Radości bliskich i ciekawych oczu naszego małego kompana nie da się po prostu opisać. Nie da się opisać smaku świeżych truskawek, domowego obiadu, który od lat smakuje tak samo... Przez kolejne kilka tygodni zanużyliśmy się we mgle wspomnień, którą jakby znaliśmy sprzed lat ale była jednak nieco obca.
Kraków tym razem nie zawiódł pogodą. Ruszyliśmy we troje uliczkami jak rasowi turyści. Wszystko, na co patrzyliśmy wydawało się być bardziej prawdziwe niż w Sydney, bardziej pełne. Zbudowane przed laty a nie ledwie wczoraj. 
Znów ta mgła wspomnień na Kazimierzu, który znaliśmy tak świetnie ze studenckich czasów. Bar mleczny ze świetnym barszczem zlikwidowany. W naszej ulubionej kawiarni przybyło więcej krzeseł.  Teraz opowiadaliśmy małej kosmitce historie sprzed lat związane z tymi miejscami, niektóre szczegóły z życia studenckiego zachowaliśmy tylko dla siebie... 
Chrupiące ogórki, które za chwilę trafią do słoika, dziko rosnące słoneczniki i kilka chłodniejszych dni w sierpniu - to zupełnie nowa rzeczywistość dla Mai. Zabawne, jak na nowo odkrywa się te szczegóły będąc młodym rodzicem- przewodnikiem dla ciekawej wszystkiego istoty. Każdy dzień inny. Już po kilku dniach zupełnie zapomniałem, że jesteśmy na wakacjach. Czułem się jakbym nigdy z Polski nie wyjechał a myśl, że w Sydney zostawiliśmy dom, prace, przyjaciół i obowiązki była nie zwykle abstrakcyjna.  
Wyprawa góry, którą planowaliśmy z przyjaciółmi kilka miesięcy wcześniej. Tak bardzo nam tego brakowało.  Jeśli chodzi o chodzenie po szlakach to nie zmieniliśmy się prawie wcale. D. spakowała kanapki, termos i owoce. Na szczycie gorąca kawa, która smakuje jak nigdzie indziej i zachwycona Maja zbierająca szyszki.  
Szybko się ochłodziło a ja musiałem wracać do Australii. D. i Maja czerpały uroki z polskiej jesieni. Z targu zniknęły maliny, pojawiła się papryka. Liście zaczęły się żółcić a kolekcja kasztanów Mai powiększała się każdego dnia, tak jak lista D. do spakowania przed wylotem. Ja czekałem w Sydney. Rozmawiając przez telefon zastanawiałem się, czy Maja mnie rozpozna. Nie mogłem się doczekać. Już za kilka dni wyjadę po Nie na lotnisko. Wreszcie się zobaczymy. 
Kolejne lato w tym roku spędzimy znów razem. 
Rozpoznały, pamiętały.       
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)