Agra! Miejsce pielgrzymek
turystów z całego świata, by zobaczyć jedyne w swoim rodzaju
mauzoleum-pomnik miłości. Jak się szybko przekonaliśmy pięknie
jest przede wszystkim na pocztówkach.
Znów gorąco. Upał jest nie
do wytrzymania. Pod dachem peronów ktoś najwyraźniej dla żartu zawiesił wiatraki. Chyba chodziło tylko o zrobienie dobrego
wrażenia, bo nie odczuwamy żadnej różnicy. Ciężkie plecaki
wbijają nas w ziemię, na szczęście tłum kolorowych postaci
niesie nas w jakimś kierunku. Mamy nadzieję, że do wyjścia.
Mała klitka z wiatrakiem i dwoma
krzesłami to biuro managera stacji, u którego próbowaliśmy
rozwikłać naszą sytuację biletową. Nic się nie da zrobić.
Trzeba czekać – usłyszeliśmy. Zdążył
wypełnić kilka kwestionariuszy poprzedzielanych zużytą kalką,
gdzie postawił kilka nieczytelnych pieczęci jakby z ziemniaka.
Trochę jak w PRL – pomyślałem. Zdaje się, że nasz zachodni typ
myślenia na nic się tu nie zda. Nie ma ''teraz, już, wszystko''. Jest ''potem, za chwilę, być może''. Przepaść kulturowa, przez którą
staramy się przerzucić kładkę.
Rozklekotany tuk-tuk pędzi
wąskimi uliczkami, kierowca wali w klakson aż głowa pęka.
Miejsca, które mijamy bardziej wyglądają na wysypiska śmieci i
slumsy, niż na osiedla, w których mieszkają ludzie. Widzieliśmy
już naprawdę dużo, ale myślę, że tu właśnie mieszka szefowa
wszystkich bakterii świata siedząca na tronie u boku swojego męża, wirusa wielkiego. Kierowca zawiezie nas przed
ich oblicze i będziemy musieli oddać im pokłon i pokornie przyjąć
ich warunki zanim gdziekolwiek ruszymy dalej. Na gwałt w naszych głowach szukamy wyłącznika terroru myśli o sterylności wszystkiego.
Rano na ulicach tłuste
samosy. Trudno cokolwiek zjeść w taki upał, pozostajemy więc przy
wodzie. Tuk-tuk wjechał na mały parking hotelu. Wiatrak u sufitu
prawie odpada dając niemrawy ruch powietrza ale robiąc przy tym dużo
hałasu. Nie ma ciszy, nie ma skupienia. Leżymy na łóżkach
próbując złapać oddech. Sen! Bardzo nam się teraz przyda, by się zregenerować.
Planujemy spędzić w Agrze
dwa dni, wystarczy, by poznać to miasto bardzo dokładnie. Zupełnie nieświadomie zakwaterowaliśmy się tuż przy zachodniej bramie prowadzącej do osławionego Taj Mahal. Krótki spacer i już
będziemy na miejscu, ale to dopiero jutro, bo dziś staramy się
zobaczyć kilka innych, pomniejszych zabytków. W odróżnieniu od
New Delhi ludzie tutaj wydają się milsi i bardziej przychylni,
jednak spacerując po ulicach wciąż mamy wrażenie, że jesteśmy
jedynymi przyjezdnymi. Udało nam się znaleźć miłe miejsce
serwujące pyszne dal. Klimatyzowane wnętrze sprawia, że można
nieco odpocząć i poobserwować życie ulicy w spokoju i z lekkim
dystansem.
Na rogu głównej ulicy
spotkaliśmy faceta serwującego przepyszne soki i napój z trzciny
cukrowej, Nigdy wcześniej nie próbowałem. Wyglądało
smacznie, więc nie mogliśmy się powstrzymać. Jeszcze nie
wiedziałem, że tu dostanę surową lekcję, za którą o mało nie
przypłaciłem życiem. Kilka szklanek soku z trzciny zgasiło
skutecznie pragnienie, po to tylko by wieczorem przewrócić mój
żołądek do góry nogami (jeśli żołądki mają nogi). Oto lekcja
nad wszystkie lekcje podróżnicze świata! Jakie bakterie? Jakie wirusy? Mnie to przecież nie dotyczy....
Po ciężkiej nocy, która wyczerpała mnie niemal całkowicie byłem w stanie jedynie
wymamrotać prośbę o lekarza. D. szybko zorganizowała transport i
ruszyliśmy do szpitala. Kolejnych kilku godzin nie zapamiętałem
zbyt dobrze. Jak się później okazało nasz pokój
pozostawiliśmy zupełnie nie zamknięty, jednak niezwykle pomocna
obsługa wiedząc, że jesteśmy w kłopotach zadbała o nasze
rzeczy. Podczas wieczornych modlitw prosili bóstwa o pomoc w
naszej sprawie.
Lekarze
niemal od razu wiedzieli co jest grane. Pomimo różnic językowych
D. udało się dogadać szczegóły i kilka minut później w jasnym
pokoju podłączyli mnie do plastikowych rurek. Przez następne dwa
dni D. skulona na kozetce obok obserwowała bacznie każdą kroplę
lekarstwa wpadającego do plastikowego wężyka. Dwa bolesne
zastrzyki prosto w pośladki, które przywiodły mi na myśl
dzieciństwo potraktowałem jako karę dla mnie za lekkomyślność.
Po raz kolejny dziękuję Ci D., że jesteś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)