Translate

środa, 15 stycznia 2014

Krawędź dźwięku jest tutaj

Wciąż w dzikiej krainie, wciąż na bezdrożach. D. podczas naszej podróży dookoła świata niejednokrotnie zostawiała przewodnik w plecaku i wskazywała na mapie miejsce, które nie miało jeszcze nazwy. Tak błądziliśmy po zakamarkach świata, do których żaden turysta z aparatem u szyi i kolorowym folderem informacyjnym nie dotrze. Jak opuścić stan New South Wales i dotrzeć do Wiktorii w najbardziej spektakularny sposób? Zapytajcie D., która palcem wskaże cieniutką, wijącą się przez góry drogę, Barry Way...







Skończył się asfalt. Przed nami 250-kilometrowa przeprawa przez Kościuszko National Park do Alpine National Park. Cieszyłem się jak dzieciak, który właśnie opanował jazdę na rowerku bez bocznych kółek.

Samochód pozostawiał tumany kurzu. Zanim oddaliliśmy się od Jindabyne szybki rzut oka na zapasy paliwa, wody i jedzenia. Na dwudniową przeprawę powinno wystarczyć. D. włączyła płytę, która przybyła do nas z Polski "pod choinkę"*. Pierwsze nuty, pierwsze takty i pierwsze chmury we wstecznym lusterku. D., nerwowo spogląda przez szybę. - Na pewno będzie padać. Zawsze jak jedziemy przez jakąś dzicz, to leje i wali grzmotami. - Nie bój się, nie będzie burzy. Próbowałem przybrać ton faceta, który dobrze wie, o czym mówi...



Ciepła masa powietrza została wypchana przez chłodne podmuchy. Pośród kropel deszczu wściekle uderzających w szyby zauważyliśmy drobinki lodu. Wczoraj pierwszy śnieg w Australii, dziś pierwszy grad...


Kierowca samochodu, który od dłuższego czasu jechał za nami zaczął dawać znaki światłami. Udało się zatrzymać na błotnej drodze, a zza szyby pożeracza paliwa wychyliła się "tubylcza" kobieta. - Jeśli z naprzeciwka wyjedzie samochód, a ty nie będziesz się trzymał krawędzi przepaści to zostaniecie zmyci z dogi. Powodzenia. Wrzuciła bieg i na pożegnanie zachlapała naszą szybę. Chyba wyglądamy jak mieszczuchy, którzy zapragnęli przeżyć przygodę a ta ich powoli zaczyna przerastać - pomyślałem. 


Wreszcie deszcz ustał. Wysiedliśmy z samochodu i poczuliśmy się jak pionierzy wędrujący przez góry, którzy odkryli wyjście z pułapki i życiodajną rzekę obfitą w ryby, którymi możemy się pożywić.
Oto dolina Geonoa River tuż po deszczu. Tu będzie nasz dzisiejszy nocleg.





Po prawej stronie niepokonana ściana skał. Po lewej, w gorących promieniach, rozpościerał się widok, którym trudno było nasycić zmysły. Nad skalną przepaścią granica dźwięku, który wybuchł w uszach, gdy się wychyliłem. D. uparcie próbowała uchwycić przestrzeń, od której stawaliśmy się coraz bardziej pijani. Tu właśnie zaczyna się nowy stan naszych umysłów, a także nowy stan Australii - Wiktoria...












*dzięki bracie za płytę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)