Translate

piątek, 21 grudnia 2012

Z wizytą u państwa Russelów

Zaraz po tym, gdy z powodów finansowych odprawili gosposię, żona Jima zapałała pociągiem do taniej whisky. Jim w tym czasie, jak wszyscy pisarze i pismacy na mieszkający na Astington Road, przeżywał katusze. Terminy humorystycznych opowiadań do popołudniowych bulwarówek nie dawały spać. Przy świecy i fajce, nabitej tanią krajanką kupioną u Cyganów, Jim siedział nie mogąc napisać ani jednego słowa. Komorne nie było wysokie, mimo to państwo Huttings musieli się zapożyczać u bogatej ciotki z Yorku. Ciotka Lilly przy każdej nadarzającej się okazji wspominała w listach jak bardzo tanim grafomanem jest Jim. Pewnej niedzieli Jim siedział w obskurnym barze na rogu Astington i Clave Street, gdzie beznamiętnie sączył trunek o smaku nafty. Jakaś dłoń klepnęła go zdecydowanie w ramię. - Jim! Jak się masz? To Andrew Barrymore, kolega po fachu, który w owym czasie przeżywał dobre chwile od kiedy jego opowiadanie pod tytułem "Szklanka cyjanku na deser" zostało wydrukowane w poważanym, londyńskim literackim czasopiśmie. Krótki rzut oka na znoszony płaszcz Jima wystarczył, by wiedzieć, że opowiadania jego pióra nie są nigdzie drukowane. - Wciąż pracujesz nad powieścią, o której tyle rozmawialiśmy? - Tak. Skłamał Jim. - Ale napotkały mnie pewne trudności. Mam wszystko przygotowane. Brakuje mi tylko spokojnego miejsca, by pisać. Jim kłamał jak z nut. Wspólną cechą podupadłych pismaków z Astington Road było to, że każdy z nich opowiadał o swoim wielkim potencjale, o tym jak bliski jest wydania książki, która zmieni oblicze literatury. Także i powieść, o której rozmawiał z Andrew Barrymorem była tylko mrzonką, pobożnym życzeniem Jima. Gdyby tylko mógł się wyrwać, coś zmienić...
- Mój wuj, J. A. Russel, obrotny biznesmen, który założył plantację herbaty w zamorskim kraju byłby rad, gdybyś go odwiedził. Cisza, spokój. Coś w sam teraz dla ciebie.


Wieczorami trapi go samotność. Ciężka praca na plantacji i brak bratniej duszy sprawia, że on sam podupada na zdrowiu. Mógłbyś go poznać. Lekkie zamroczenie spowodowane whisky o smaku nafty minęło, a w końcówkach palców pojawiło się charakterystyczne mrowienie, którego nie czuł od lat. Miał ochotę podskoczyć, miał ochotę krzyknąć. Trzy niedziele później Andrew zapukał do drzwi mieszkania państwa Huttings.


W ręku trzymał nieotwartą kopertę, która zawierała odpowiedź na uprzednio wysłany list polecający w sprawie Jima. Usiedli w nieogrzewanym i ciemnym salonie. Pomimo, że było już późne popołudnie żona Jima spała. Zdecydowali się otworzyć kopertę. Wuj Russel nie posiadał się z radości. Wreszcie ktoś z ojczyzny odwiedzi go w tym dalekim, malajskim kraju. Wreszcie będzie miał kompana do wieczornych dysput o literaturze i polityce.


Najbliższy statek Marry Celeste, który wypływa z londyńskiego portu zabierze Jima do Bangkoku, skąd zaprzęgi zorganizowane przez J. A. Russela powiozą go wprost na plantację herbaty w Cameron Highlands.



Krocząc z neseserem krętą uliczką prowadzącą do posiadłości "króla herbaty", jak nazywano w okolicy Russela,  Jim doznawał dziwnego mrowienia w brzuchu. Być może to malajski klimat dawał się we znaki. Herbaciane dywany rozpościerały się aż po horyzont. Alejki między krzewami wydawały się wspaniałym miejscem do długich spacerów i przemyśleń o książce.


Ludzie o ciemnej skórze, których widział po raz pierwszy w życiu, wyszli mu naprzeciw. Gdzieś w dali majaczyły zabudowania. Na progu stodoły stał wysoki, szczupły mężczyzna. Zza jego pleców dobiegał stukot maszyn, które cięły herbaciane listki na miazgę. Pył jaki się przy tym unosił nie pozwolił Jimowi przyjrzeć się wyraźniej. W jakiś niewytłumaczalny sposób czuł, że postać widzi go doskonale. Przygląda mu się od dłuższego czasu.


Gdy Jim podszedł do stodoły na odległość boiska do krykieta rozpoznał J. A. Russela. Pociągła twarz, oczy, które potrafią skruszyć kamienny mur i nienagannie przystrzyżony wąs, pod którym na dobre utknęła fajka. Po serdecznym przywitaniu służba poprowadziła Jima do gościnnego pokoju na poddaszu willi "króla herbaty".


Łóżko z moskitierą, krzesło i stół oraz najnowsza maszyna do pisania firmy Remington. Surowe warunki, które pozwolą się skupić tylko na pisaniu - myślał z zadowoleniem Jim.


Po krótkiej toalecie Jim przywdział czystą koszulę i udał się na powitalną kolację. W salonie stał długi stół, w okół którego czekała służba. Przy stole były przygotowane trzy miejsca. Naprzeciw miejsca dla Jima siedział Russel, który najwyraźniej zadał był sobie kieliszek, lub dwa. Po jego prawicy było przygotowane jeszcze jedno miejsce. Nie było to miejsce czekające na żonę Russela, ta zmarła rok temu na malarię. Jim jeszcze o tym nie wiedział, ale za chwilę na krześle miała zasiąść osoba, za sprawą której powstanie książka życia Jima. Książka, która przyniesie mu bogactwo, sławę i uznanie w literackim świecie Londynu. - Poznaj moją córkę - oświadczył z dumą Russel. Do salonu weszła dziewczyna. W blasku świecy Jim ocenił, że niewiasta odziana w białą suknię liczy sobie nie więcej, niż siedemnaście wiosen. Jej rudawe, lekko kręcone włosy opadały swobodnie na odsłonięte ramiona przyozdobione pieprzykami. Pod lekko zadartym nosem rysował się kształt ust, który mężczyznom takim jak Jim nie pozwalał oderwać wzroku. Zanim zdążył się skłonić i przedstawić w jego głowie błysnęła myśl. "Córka króla herbaty" - taki będzie tytuł książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)