Translate

środa, 12 grudnia 2012

To dobry moment na rewolucję

Ostre promienie odbite od tafli morza drażnią oczy. Gdzieś na horyzoncie formuje się ciemniejsza bryła. To Koh-Phangan, kolejna wyspa, na której postawimy stopę. Mały port, do którego zawinęła nasza łódź skąpany w tropikalnym budyniu o mydlanym posmaku. Pod elektrycznymi pajęczynami betonowe uliczki, a na nich leniwie sunące skutery i nieliczne samochody. Tu jest tajemnica. 


Tuż przed naszym przybyciem odbyło się tajne spotkanie, na którym miejscowi ustalili szczegóły…
Na razie życie toczy się normalnie. Jakiś aktor opłacany przez rząd Tajlandii niezwykle przekonująco pcha wózek z owocami. Inny, za mniejszą gażę gra śpiącego rybaka w hamaku. 
Za kilka godzin tropikalny potwór zwymiotuje na nas ciemnością.
Nie ma prądu. 
Na całej wyspie.  
Całej.


Miejscowi, którzy otrzymali ulotki na tę okoliczność mogli przeczytać, jak należy się zachować, gdy zniecierpliwiony przyjezdny będzie się dopytywał o prąd. Nikt nie chce nam powiedzieć, kiedy awaria będzie usunięta. Uśmiechają się miło, udają, że im to nie przeszkadza. Nie chcą, by ktoś wyjechał. Przez pierwsze kilka godzin życie toczy się normalnie. Ludzie jedzą, piją, rozmawiają. My też. Przecież za kilka chwil wszystko wróci do normy. Włączymy lampkę, wreszcie gorący prysznic. Przecież nie mogą zostawić ludzi całkowicie odciętych od prądu…


Ciemność czarna jak sutanna i robactwo brzydkie jak szatańskie dzieci wzięły we władanie nasze lokum. Nie pozostało nam nic innego, jak zasnąć z nadzieją, że Słońce szybko wzejdzie. Krótki rzut oka na sito z gwiazd na niebie i dobranoc. 


Rano pojechaliśmy do miasta. I znowu. Tuż przed naszym przybyciem odbyło się tajne spotkanie. Jakiś aktor opłacany przez rząd Tajlandii niezwykle przekonująco pcha wózek z owocami. Inny, za mniejszą gażę gra śpiącego rybaka w hamaku. Już tak drugi dzień. Po ulicach jeździ samochód, z którego nerwowy facet coś krzyczy. My możemy się jedynie domyślać, że chodzi o coś poważnego. Sprzedawcy owoców wyjaśnili nam, że prądu nie będzie przez dłuższy czas. Jak długo? Nie wiedzą. 


Zamknięte stacje benzynowe, nieczynne bankomaty i brak ciepłej wody. Kawę jeszcze podają. Siedzimy przy stoliku, liczymy ostatnie grosze i zastanawiamy się, co będzie dalej. Sprzedawca butelkowanej benzyny na tabliczce skrobie nową cenę. Kobieta, u której można wymienić pieniądze zamieściła nowe ceny dolara. Nie działają lodówki, piwo robi się coraz cieplejsze.
Zrobiło się nerwowo.
To dobry moment na rewolucję. 


Służby mundurowe w liczbie 3 zaspanych policjantów postawione w stan najwyższej gotowości. To znaczy postawieni z gwizdkiem na trzech skrzyżowaniach w miasteczku. Sprzedawcy zapisują w zeszycikach rachunki, a przed zmrokiem wyganiają klientów ze sklepów, by czuwać całą noc przed wejściem. 
Dla nas wciąż pozostaje to teatrzykiem. Słońce zachodzi szybko, o 19 już leżymy w łóżkach. Małe latareczki niewiele pomagają. Czekamy na koguty. Trzeciego dnia znów pojawiamy się w miasteczku. Nieliczni szczęśliwcy cieszą się prądem z agregatów, do których wlewają coraz droższą benzynę. Wreszcie jakaś informacja; dziś przez dwie godziny będzie zasilanie na wyspie. Wybieramy strategiczne miejsce przy bankomacie w nadziei, że zadziała. Jeśli nie, będę musiał wziąć dzidę i ruszyć w dżunglę. Do godziny zero pozostało kilka minut. Policjanci w ciemności kierują ruchem przy pomocy gwizdków. Oczami wyobraźni widzimy splądrowane sklepy, fruwające nad chodnikami kamienie i butelki z benzyną. 


Jednak wyspiarze z wrodzonym spokojem przyjmują to, co los im daje. Pyk i nastała światłość. Ooooo – słychać z ust zgromadzonych. Uliczne latarnie znów zaczynają charakterystycznie bzyczeć, gdzieś uruchomiło się radio. Z głośnika znów leci Bob Marley. Nerwowi turyści ustawiają się w kolejce do bankomatu. Każdy wyciąga grube pliki banknotów, bo nie wiadomo co będzie dalej. Szalona jazda po krętej drodze, by zdążyć naładować telefony. Byliśmy tacy beztroscy. Dopiero teraz zaczynamy rozumieć, jak wspaniale nam było gdy Słońce i noc dyktowały nam warunki…  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)