Zrobiło się ciemno. Wąska łódeczka zbita z kilku desek zaczęła kiwać się na boki. Pierwsze krople spadły na nasze ramiona. Po rzece, w naszym kierunku zbliżała się ściana tropikalnego deszczu. Zaraz będziemy mokrzy. Cały czas wpatruję się w brzeg, by ocenić odległość i bezpieczne miejsce. Oby tylko nie wywróciło łodzi.
Długo nie utrzymalibyśmy się na powierzchni tej czerwonej, rozgniewanej rzeki. Trzy godziny później dopływamy do Kuala Tahan - osady, gdzie mieszkańców i ich drewniane baraki można policzyć na palcach jednej ręki. Nie ma internetu, w miejscach noclegowych na pytanie o rezerwację nikt nie odpowiada. Wszyscy tu żyją dzięki dżungli. Przewożą ludzi przez rzekę, prowadzą ich po ciemnych ścieżkach, lub pracują przy uprawie Sandałowca. Do miasta nie poszli, muszą jakoś przetrwać.
Tym razem weszliśmy do długiego, drewnianego baraku, z wydzielonymi, zamykanymi pokojami. Był to najtańszy hostel w Kuala Tahan, którego cena wprost nawiązywała do oferowanego standardu. Jesteśmy na terenie dżungli, panują tu wewnętrzne prawa, którym musimy się podporządkować. Królują tu jaszczurki, mrówki i cykady wielkości piłeczki do tenisa obijające się o jedyną żarówkę w korytarzu. Po zachodzie, nad rzeką Tembeling świerszcze i cykady dają koncert. Wtóruje im głos dobiegający z pobliskiego minaretu nawołujący miejscowych muzułmanów do modlitwy.
Zawodzenia odbiją się od ściany dżungli jak od ekranu. Jeszcze nie postawiliśmy stopy w dżungli, a ta już rzuciła na nas jakby fatalne zaklęcie. Wieczór spędzamy na tarasie zaczarowani wpatrując się w czerń lasu. Jutro idziemy się z nim zmierzyć.
Wystarczy tylko zejść ze ścieżki przeznaczonej dla rodzinnych wypraw, by poczuć moc. Moc przyrody, która całą swoją siłę skierowała jakby przeciwko nam. Ośmieliliśmy się wejść na dziki szlak, teraz za to słono zapłacimy. Powietrze przypomina wodny kisiel, przez który musimy brnąć. Koszulka i spodnie przylepione do ciała nie stanowią już żadnej osłony. Gdy przystajemy, by zorientować się w terenie komary zaczynają nas dosłownie zjadać. Idąc przez błotniste i gliniane ścieżki z marnym skutkiem próbujemy omijać wygłodniałe pijawki. Co kilkanaście minut ściągamy buty, by ze skóry pozbyć się nieproszonych gości.
W dżungli panuje półmrok, nie widać Słońca. Jedynym drogowskazem w takim miejscu jest kompas, oraz kierunek przepływu rzeki. Każdy fałszywy krok na glinianej, śliskiej ścieżce może skończyć się złamaniem kostki, lub zgubieniem szlaku. Idziemy więc ostrożnie, stąpając po gigantycznych korzeniach, butwiejących liściach. To jeden z najtrudniejszych terenów do trekkingu, z jakim do tej pory mieliśmy do czynienia.
Przejście jednego kilometra zajmuje bardzo dużo czasu i niezwykle wyczerpuje. Nie wiemy, która jest godzina. Mój "wodoszczelny" zegarek nie wytrzymał wilgotności. Nie wiemy, jak daleko do celu.
Od dłuższego czasu nie widzieliśmy żadnego markera oznaczającego szlak. Staramy się racjonować wodę. Tuż obok nas coś chrupie. Dzika świnia nie robiąc sobie nic z naszej obecności zadowalała się miejscowymi żołędziami. Zbliżamy się do łagodnego zejścia do rzeki. Będzie okazja, by się nieco ochłodzić.
Skrajne wyczerpanie. Dżungla da nauczkę każdemu zarozumiałemu. Dżungla potrafi nauczyć szacunku do siebie. Po wyjściu ze szlaku raz jeszcze spoglądamy na dostojną jej wysokość. W duchu kłaniamy się nisko.
Taman Negara (po malezyjsku "park narodowy") obejmuje swoją powierzchnią 4,343 km² nietkniętej przez człowieka dżungli. Szacuje się, że tropikalny las ma 130 milionów lat, co czyni go najdzikszym i najstarszym tego typu obszarem na Ziemi.
Znalezione na szlaku ;)
czytając i ogladając zdjęcia wyobraźnia szaleje tak jak bym tam była super relacja!!
OdpowiedzUsuńKOCHANI
OdpowiedzUsuńSIEDZIMY PRZY WIGILIJNYM STOLE, CHCEMY SIĘ PODZIELIĆ OPŁATKIEM Z WAMI, NIESTETY JEDYNĄ MOŻLIWOŚCIĄ JEST WIRTUALNY PRZEKAZ.
ŻYCZYMY WAM WYTRWAŁOŚCI, SIŁY, WIELU NOWYCH POZYTYWNYCH WRAŻEŃ I SZCZĘŚLIWEGO POWROTU DO DOMU.
KOCHAMY WAS - PKDN+BR
Rewelacja!!!!
OdpowiedzUsuńStrasznie Wam zazdroszczę i nie mogę się napatrzeć !
Zmierzyć się z dżunglą- to jest coś !
Pozdrawiam , trzymajcie się tam- Ola ;)
Magia i czary to napewno Wasza. zwariowana podróż zgatunku Ty plus plecak Jedziecie w nieznane i spicie byle gdzie nie wiecie co was spotka następnego dnia i to są chyba wakacje o których warto napewno poczytać w Twojej książce bo Twoje recenzje są fantastyczne czekam na dzien co będę czytać o Australii w ktorej mieszkam napewno to co nie widziałam nie słyszałam dowiem sie od Was.Dalszej szerokiej drogi
OdpowiedzUsuń