Translate

poniedziałek, 19 listopada 2012

Hanoi

Wjeżdżając do tego miasta od razu widać, że to stolica. Szerokie drogi, w centrum zdarzają się miejsca dla spacerowiczów, dużo turystów, ale klimat z nastawieniem na swojskość. Oczywiście są tu sklepy z miejscową cepelią dla turystów i knajpki serwujące zachodnie jedzenia, ale większość uliczek starej dzielnicy Hanoi nie pozwala zapomnieć, że jest się wciąż w Wietnamie.


Posługując się jednym z popularniejszych przewodników dotarliśmy do "taniego" hostelu.15 dolarów za noc, gwar jak w brytyjskiej knajpie - podziękowaliśmy. Tuz za rogiem trafił nam się pusty, taniutki hostel w najlepszymi warunkami sanitarnymi jakie do tej pory spotkaliśmy w Azji. Bardzo miła obsługa, spokój i cisza oraz widok z okna na uliczkę i neony (jak w czarno-białym filmie na podstawie Chandlera). Ruszyliśmy w miasto...


Tu także życie toczy się na ulicy. Jest nieco chłodniej, jak na Wietnam, ale turyści zawsze znajdą pretekst, by się ochłodzić. Stara dzielnica klimatem oprócz cen przypomina krakowski Kazimierz. Poza lokalnym stylem jest tu kilka knajpek iście europejskich, w których angielskojęzyczni urządzają pijatyki. Wciąż jest głośno, wciąż klaksony. Na dnie gardła osadza się warstwa spalin i kurzu. Już wiemy po co miejscowi noszą maski. 24 godziny w Hanoi wystarczą, by poczuć to miasto podskórnie. Zasypiamy dopiero po 2 w nocy słysząc gwar, klaksony, wulgaryzmy, dziewczęce śmiechy. Nam to nie przeszkadza. Miasto żyje...

życie ulicy, uliczny fryzjer...



Czas opuścić głośny, tłoczny czasem męczący Wietnam. Wietnam, który okazał się innym państwem, niż wyobrażaliśmy sobie w Polsce. Pocztówki, filmy, zdjęcia - z nich bije egzotyka, która przyciąga. Jednak uczestnictwo w tej egzotyce może czasem odpychać. Z Hanoi autobusem ruszamy na zachód, w kierunku Laosu. Mijając ostatnie zabudowania powiedziałem: jeszcze tu wrócę z kamerą zrobić dokument. Jest o czym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)