Translate

środa, 3 czerwca 2015

Seksowne Khajuraho

W czasie gdy Mieszko I przyjmował chrzest, na innym kontynencie, jakieś 8 tys kilometrów na wschód, żmudna praca artystów dawała wyraz religii miłości i pożądania. Wszystko w sennym miasteczku Khajuraho.





Ciasne leżanki w sypialnym wagonie pozostawiały akurat tyle miejsca, by wepchnąć plecak i pół ciała. Nogi musiały gdzieś wisieć. Klimatyzacja znów daje ile fabryka dała, co oznacza mróz. Nasze miejsca były na dwóch końcach wagonu. D. wskakuje na górę, zakłada dodatkowy sweter, bierze pod głowę plecak i aparat. Opatuliła się dostępnym kocem i zasnęła niemal od razu. Ja poszedłem na swoje miejsce. Leżankę mam w środku, trochę jak w kanapce. Próbuję jakoś się ułożyć. Może uda się zasnąć i obudzić rano tuż przed naszą stacją. Kilka leżanek dalej para z Europy próbuje się też ułożyć do snu. Poza tym indyjskie rodziny z dziećmi, torbami, kołami od roweru i workami pełnymi cholera wie czego. Po wagonie przechadza się chłopiec z obsługi, który chętnie wyciąga rękę po napiwek za byle co. Nawet za wskazanie drzwi do toalety liczy sobie 20 rupii. Mimo wszystko stwierdzam, że warunki są co najmniej ciekawe. Nie mogę zasnąć, idę zaglądnąć do D., śpi spokojnie, jakby w najwygodniejszym łóżku na świecie. Wracam do siebie. Nie mogę zasnąć.



Baba. Jak się dowiedział co jego imię znaczy w naszym języku przeobraził to w żart. W moim – mówił – znaczy, że jestem wiecznym kawalerem, i niech tak pozostanie – śmiał się. Pomimo niskiego wzrostu sprawnie załadował nasze plecaki na swojego nowego tuk-tuka. Był z niego niezwykle dumny. Wyboista droga do miasta ze stacji kolejowej. Zużyte beczki po półpłynnym asfalcie są cięte tak, by po wyprostowaniu powstała kwadrat blachy. Potem wierci się dziurki na brzegach, by móc połączyć kwadraty za pomocą druta. Zbudowane w ten sposób ściany wsparte na drewnianych kikutach wystających z ziemi. W ciemnym środku, pod blaszanym dachem majaczy kontur postaci. Widzę tylko białka oczu śledzące nas na drodze. Dalej bagniste bajora w których wraz z krowami kąpieli zażywają lokalne dzieciaki. Kilkaset metrów za osadą, przy zakurzonej drodze jawi się ostatni element tego surrealistycznego obrazu. Nowoczesny gmach z błyszczącego szkła. Budynek nowego lotniska na tle pasma górskiego w kształcie zębów. Noszą zaskakującą nazwę – góry zębowe.
Przez chwilę z D. mieliśmy ten sam błysk w oku. Baba szybko odpowiedział – jest za gorąco teraz, nie można tam jechać.


Miasto o tej porze roku zupełnie zgasło. Kilku zaspanych sklepikarzy wynurza się z ciemnych zakamarków, by zaprosić do środka swoich przybytków. D. ubija targu z handlarzem herbaty, który negocjując stawkę dorzuca coraz to nowe gratisy. Jeśli chciałbyś zrozumieć mentalność Hindusa trzeba się z nim potargować. Uzyskiwanie jak najlepszej ceny to nie cel sam w sobie. Chodzi o spotkanie z człowiekiem. Wychowani w zachodniej sterylności, jesteśmy tego coraz bardziej pozbawiani.
Jeszcze przez kilkanaście minut spacerujemy po zakurzonych ulicach zbierając siły na wizytę w świątyniach Kama-sutry.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)