Translate

wtorek, 26 lutego 2013

Chodź do mnie


Adelajda. Po chodnikach snują się emeryci, młodzi w parkach jedzą lunch. Nikt nie pędzi przed siebie. Z sennej Adelajdy ruszyliśmy na wschód, by wjechać na jedną z najbardziej popularnych tras w Australii - Great Ocean Road. Noc postanowiliśmy spędzić u wrót stanu Victoria, w niewielkim miasteczku drwali i rolników - Mt Gambier. Pierwsze kilometry w nowym stanie zaskoczyły nas niższą temperaturą. Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu zmagaliśmy się z upałem tuż po przebudzeniu. Teraz rześki poranek, ostre promienie Słońca i hektary lasów iglastych sprawiły, że w oku zakręciła się łza tęsknoty za Polską.




Stojąc przez chwilę na poboczu Princess Higway zachwycaliśmy się wilgotnym powietrzem o zapachu grzybów. Nagle staliśmy pośród lasów i pastwisk w województwie świętokrzyskim. Tysiące kilometrów od Polski, miliony myśli...


Wreszcie Princess Hwy doprowadziła nas do słynnej Great Ocean Road.
Po prawej stronie bagnista zatoka, która jest królestwem pelikanów. Każdy przewodnik o tym wspomina, nie wspomina jednak o bardzo nieprzyjemnym zapachu morskiej padliny i roślinnej zgnilizny, któremu towarzyszy plaga niezwykle natrętnych much. Małe, dokuczliwe owady, które przybywają z pobliskich pastwisk próbują się wedrzeć do każdego ciepłego i wilgotnego miejsca. Wchodzą do kącików ust, oczu i uszu, by w kilka sekund spróbować złożyć jaja. Żaden krem nie pomaga, nerwy szybko puszczają...


Wysokie klify, które nie są w stanie stawić czoła sile natury. Z roku na rok zachłanny Ocean pożera miliony ton skał. Tej destrukcji towarzyszą przepiękne rzeźbienia, wykonane przez fale i wiatr. Przykładem jest London Bridge, który jeszcze kilka lat temu królował ponad falami. Dziś tylko jego część jest widoczna nad powierzchnią wody.



Najbardziej znanym i widowiskowym punktem na trasie jest kompleks skał pochłoniętych w połowie przez Ocean -  Dwunastu Apostołów. Wąski pas jezdni wzdłuż linii brzegowej. Ostre zakręty, strome zjazdy i podjazdy wszystko w otulinie Great Otway National Park. Na tym fragmencie trasy można zweryfikować swoje umiejętności za kierownicą. Niestety automatyczna skrzynia biegów nie pozwala nam na bardziej dynamiczną jazdę, więc toczymy się z prędkością 30 km/h podziwiając otoczenie. Przy drodze drzewa eukaliptusowe, które opanowały ten teren niemal całkowicie. Na poboczu znaki ostrzegające przed Koala.


Po drodze mijamy Lorne - mekkę lokalnych surferów. Nigdy nie próbowaliśmy ślizgać się po falach, ale przyznajemy rację - tu surferzy naprawdę mają raj. Szeroka plaża, biały piasek i niezwykle rześka woda, która bałwanami piany zaprasza do siebie. 
Pyle gwiezdny, zostaw marzenia i troski za sobą. Chodź do mnie - szepcze do ucha Ocean.
Idziemy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)